Beskidy czyli majówkowa wyprawa w góry…
Beskid Makowski i Wyspowy
Mówią, że najpiękniejszy miesiąc to maj. Na piesze wędrówki zdecydowanie TAK! Pomimo, że pogoda bywa kapryśna, to budząca się do życia przyroda zdecydowanie zachęca do eksploracji szlaków. W tym roku na majówkowy wypad obraliśmy sobie Beskidy, a konkretnie Beskid Makowski i Beskid Wyspowy.
Kilka słów o Beskidach…
Beskidy są bardzo zróżnicowane krajobrazowo. Szlaki biegną lasami, trochę polami i łąkami a często przecinają niewielkie miejscowości. Na szlaku możemy zetknąć się z lokalną kulturą, poznać przesympatycznych ludzi, którzy są bardzo gościnni i zawsze wskażą właściwą drogę. Możemy też skosztować miejscowej kuchni. Krajobrazowo jest więc bardzo kolorowo więc wiosna to dobry czas na wypad w Beskidy, by odciąć się od świata i poobcować z budzącą się do życia przyrodą.
Nasz plan na Beskidy…
Plan był ambitny, najpierw chodził nam po głowie Mały Szlak Beskidzki (141.1 km), szybko jednak stwierdziliśmy, że nie jesteśmy na tyle kondycyjne przygotowani, żeby dać mu rade w 4 dni. Postanowiliśmy więc zrobić sobie takie kółeczko po Beskidzie Makowskim i Beskidzie Wyspowym, które również było modyfikowane w trakcie wędrówki z uwagi na zmieniające się warunki pogodowe. Ostatecznie nasza piesza wędrówka w Beskidy wyglądała mniej więcej tak:
- Jordanów – Maków Podhalański (23,3 km) ok. 8 h
szlaki: niebieski → żółty - Myślenice – Schronisko PTTK na Kudłaczach (10.8 km) ok. 4 h (transfer z Makowa do Myślenic busami)
szlaki: czerwony (MSB) - Schronisko PTTK na Kudłaczach – Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim (22,9 km) ok. 9 h
szlaki: czerwony (MSB) → żółty → czarny → zielony → czerwony (MSB) - Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim – Jordanów (13,6 km) ok. 3 h 40 min
Baza noclegowa
Z bazą noclegową bywa różnie, zazwyczaj są miejscowości, gdzie jest w czym wybierać, ale są też miejsca gdzie trzeba naprawdę się nagimnastykować, żeby znaleźć nocleg. Tak np. jest w okolicach Bieńkówki i Palczy. Na szczęście Beskidy mają to do siebie, że zawsze tam można liczyć na pomoc dobrych ludzi. Nam np. nie mogąc znaleźć nigdzie noclegu w okolicach Bieńkówki – udało się przenocować w domu kultury w jednej z sąsiednich miejscowości.
Generalnie poza wspomnianym wcześniej rejonem, nie ma większego problemu ze znalezieniem noclegu. Beskidy to góry, gdzie do dyspozycji mamy różnego rodzaju agroturystyki, pensjonaty, ośrodki wczasowe, jak też górskie schroniska. Może i nie ma tego tak wiele jak np. w obleganych Tatrach, ale też ruch turystyczny w tym rejonie jest o wiele mniejszy, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Pozostałe nasze noclegi:
- Jordanów – ośrodek wypoczynkowy „Strumyk”
- Agroturystyka „U Kudłaczy”
- Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim
Jordanów – Maków Podhalański (23,3 km) ok. 8 h
Naszą wędrówkę w Beskidy zaczęliśmy od Jordanowa, gdzie przenocowaliśmy w ośrodku wypoczynkowym „Strumyk”, by zostawić tam samochód i rano ruszyć na szlak. Sam ośrodek mogę z czystym sumieniem polecić, warunki noclegowe jak na domki letniskowe bardzo dobre. Jeśli by ktoś zgłodniał w Jordanowie to świetne regionalne i w przyzwoitej cenie jedzenie mają w „Karczmie u Lipy”. Polecam tam przede wszystkim pierogi – niebo w gębie 😉
Szlak niebieski
Zaczęliśmy niebieskim szlakiem, który wiedzie przez centrum Jordanowa. Opuszczając Jordanów szliśmy przez łąki będące miejscowymi terenami pasterskimi, o czym informują nas tabliczki ostrzegawcze o możliwości napotkania psów pasterskich. Bardzo malowniczy odcinek ze względu na liczne polany i łąki z których rozciąga się piękny widok na okoliczne wzniesienia. Zatrzymaliśmy się tam by przez chwilę w otoczeniu pięknej przyrody z dala od cywilizacji poświętować naszą rocznicę ślubu 🙂
Idąc dalej po drodze zeszliśmy do niewielkiej miejscowości „Zarębki”, za którą czekały nas dwa łatwe do pokonania podejścia, aż do polany Gronie (809 m n.p.m.). Ten odcinek biegnie dalej lasem. Na Polanie Gronie mijamy skrzyżowanie ze szlakiem zielonym do miejscowości Osielec. Szlaki są dobrze oznakowane więc trzeba mieć naprawdę wielkiego pecha by zgubić szlak. Cały czas trzymamy się szlaku niebieskiego, idąc przez dłuższy czas lasem. Po drodze mijamy malutką miejscowość „Role Jabconiową”. Dalej szlak wiedzie lasem pod górę aż do miejscowości „Koskowa”, w której musimy odbić na szlak żółty. Nieco wyżej nad miejscowością znajduje się szczyt Koskowej Góry (866 m n.p.m.). Rozciąga się z niego widok na panoramę Pasma Babiogórskiego.
Szlak żółty
Żółty szlak wiedzie przez las do samego Makowa Podhalańskiego. Z wysokości 866 m n.p.m. schodzimy na wysokość ok. 360 m n.p.m. Poruszamy się więc dość szybko, pomimo iż nogi dają się już we znaki. Po drodze natrafiliśmy jednak na niezbyt fajną niespodziankę. Ktoś chciał chyba bardzo na przekór turystom zrobić, bo na skrzyżowaniu szlaków pozagradzał właściwą ścieżkę gałęziami, a kilka oznaczeń szlaku usunął z drzew. Na szczęście mieliśmy ze sobą apkę z mapą turystyczną i udało nam się znaleźć szlak.
Żółty szlak pokonaliśmy w ok. 3 h 30 min. W Makowie zjedliśmy i odpoczęliśmy w Restauracji „Kardamon”. Warta odwiedzenia za dobre jedzenie i miłą obsługę. Szczególnie pochwalić należy kucharza, który pomimo zamknięcia kuchni, zgodził się przygotować posiłki dla naszych towarzyszy podróży, którzy szli Małym Szlakiem Beskidzkim i dołączyli do nas późną porą.
Myślenice – Schronisko PTTK na Kudłaczach (10.8 km) ok. 4 h
Początkowo mieliśmy iść do Schroniska PTTK na Kudłaczach z okolic Palczy Małym Szlakiem Beskidzkim. Pogoda i zmęczenie jednak zweryfikowały nasze plany. Postanowiliśmy więc przemieścić się busami do Myślenic. Tam nabraliśmy sił i najedliśmy się do syta w „Barze Parkowym”. Wart polecenia ze względu na domowe jedzenie w przystępnych cenach.
Szlak czerwony (MSB)
Wiedzie on przez centrum Myślenic, mijając po drodze Park miejski i wspomniany wcześniej Bar Parkowy. Opuszczając Myślenice wchodzimy na teren Rezerwatu Zamczysko nad Rabą. Po drodze mijaliśmy ruiny średniowiecznego zamku obronnego. Dalej już było tylko pod górkę i mam tu na myśli nie tylko ukształtowanie terenu.
Dopadła nas intensywna ulewa, a z góry zaczęły spływać błoto i kamienie. Na szczęście byliśmy dość dobrze zabezpieczeni przed deszczem, ale brnięcie do góry w deszczu i błocie znacznie nas spowolniło. Po jakiejś godzinie intensywny deszcz trochę ustał, za to unosiła się w lesie dość gęsta mgła. Na szczęście pomimo trudności udało nam się wdrapać i przejść przez las.
Po drodze natknęliśmy się nawet na kilka fajnych punktów widokowych. Po ok. 4h 30 min dotarliśmy do Schroniska PTTK na Kudłaczach, gdzie grzane piwo i ciepły posiłek postawiły nas na nogi. Pomimo, że tłumów w schronisku nie było, to jednak przenocowaliśmy w pobliskiej agroturystyce.
Schronisko PTTK na Kudłaczach – Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim (22,9 km) ok. 9 h
Po nocy w miarę komfortowych warunkach, zregenerowani i wysuszeni ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Schroniska PTTK na Luboniu wielkim. Nie zdecydowaliśmy się jednak pokonać tej trasy w całości Małym Szlakiem Beskidzkim. Ruszyliśmy zatem alternatywną, krótszą trasą, ale jak się później okazało – był to dobry wybór. Z wszystkich tras jakie pokonaliśmy na tej wyprawie, ten był najatrakcyjniejszy widokowo i bardzo malowniczy.
Szlak czerwony (MSB)
Nasza trasa częściowo biegła szlakiem czerwonym Małego Szlaku Beskidzkiego przez las. Po drodze zdobyliśmy szczyt Łysina 891 m n.p.m. Nie spodziewajcie się tu punktu widokowego. Szczyt jest mocno zalesiony, a o zdobyciu go dowiadujemy się z tabliczki na drzewie. Był to krótki kawałek, bo mijając szczyt Łysiny odbiliśmy na żółty szlak w kierunku Lubienia.
Szlak żółty
Najbardziej malowniczy szlak jakimi szliśmy podczas tej majówki. Łagodne zejście z wysokości ok 890 m n.p.m do Lubienia położonego na wysokości ok. 350 m n.p.m. Po drodze miejsce na odpoczynek z drewnianymi stołami i ławami i piękny widoczek.
Punktów widokowych na tej trasie ogólnie jest bardzo dużo. Pokonanie trasy zajęło nam ok. 3 h 30 min. Z uwagi, że było sporo punktów widokowych, często robiliśmy sobie przystanki na podziwianie widoczków i pstrykanie fotek.
Szlak wiedzie do miejscowości Lubień. Tam postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na posiłek. Zrobiliśmy szybki research u wujka Google i znaleźliśmy „Karczmę u Piotra”. Co jak co, ale w beskidzkich karczmach można się najeść do syta i smacznie za przyzwoite pieniądze. Obiekt reklamuje się, że słynie z pierogów i trzeba im przyznać rację – są w tym naprawdę dobrzy.
Szlak czarny i (kolanołomna) góra Szczebel 977 m n.p.m.
W dalszą wędrówkę ruszyliśmy czarnym szlakiem. Najedzeni i troszkę zregenerowani jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy co nas niebawem czeka… Dotarliśmy do podnóża góry szczebel. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie będzie łatwo. Bardzo strome podejście i długie. Wspinaczka na szczyt zajęła nam ok 2 h 30 min. Nasze ciężkie plecaki nie ułatwiały sprawy, więc musieliśmy robić częste przystanki na odpoczynek.
Po drodze mijaliśmy jaskinię „Zimną Dziurę”. Ponoć jedna z większych jaskiń w Beskidzie Wyspowym. Znajduje się tuż przy szlaku więc ciężko jej nie zauważyć.
Jakiś kilometr od szczytu wysiadło mi kolano. Szybkie usztywnienie bandażem i solidny kij jakoś pomogły mi się wdrapać. Dawno już żadna góra nas tak nie wymęczyła. Zapewne na długo ją zapamiętamy. Na szczęście mozolna wspinaczka pod górę opłaciła się. widok z niej jest naprawdę imponujący 🙂
Szlak zielony
Po zdobyciu góry szczebel ruszyliśmy w dalszą drogę zielonym szlakiem w kierunku przełęczy Glisne 634 m n.p.m. Szlak wiódł w dół przez las. Kłujący ból w kolanie trochę spowolnił tempo naszego marszu. Po wyjściu z lasu mogliśmy podziwiać kolejne piękne widoki i panoramę Beskidu Wyspowego. Szczególnie niesamowite wrażenie robiły naturalne dywany żółtych mleczy.
Szlak czerwony (MSB)
Po minięciu przełęczy, została nam już tylko wspinaczka czerwonym szlakiem na Luboń Wielki. Podejście zdecydowanie krótsze i łagodniejsze niż na Szczebel. Wdrapanie na górę zajęło nam ok. 1 h 20 min. Gdzieś po 19:00 dotarliśmy do schroniska. Tłumów w schronisku nie było, właściwie to nocowaliśmy w schronisku tylko my dwoje.
Przed schroniskiem natomiast palili ognisko miejscowe chłopaki z Rabki Zdrój. Postanowiłem, więc skorzystać z okazji i ogrzać się przy ognisku. Chłopaki z Rabki jak na górali przystało okazali się bardzo gościnni i poczęstowali mnie nawet własnej roboty specyfikiem – mocnym specyfikiem – od razu kolano przestało boleć 😀 Trzeba przyznać, że górale znają się na robocie – alkohol pomimo, że był na bazie spirytusu i chyba jeszcze kilku mocnych alkoholi, wchodził jak woda – również i w nogi 😉 Tak więc mocnym akcentem zakończyłem wędrówki po Beskidach.
Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim – Jordanów (13,6 km) ok. 3 h 40 min
Po nocy spędzonej w schronisku na Luboniu Wielkim, z samego rana ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Jordanowa, gdzie zostawialiśmy samochód. Wychodząc ze schroniska góra przywitała nas zimnem, wiatrem i śniegiem z deszczem.
Szlak niebieski
Ze wszystkich szlaków, którymi wędrowaliśmy, ten chyba był najmniej atrakcyjnym. Wiedzie przez większość trasy przez las, gdzie oznaczeń trzeba było się czasem naprawdę naszukać. Szlak jest w niektórych miejscach tak słabo oznaczony, że w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że zeszliśmy ze szlaku. Na szczęście apka z mapą turystyczną pomogła nam szybko wrócić na szlak, choć do tej pory zachodzę w głowę jak to się stało, że się zgubiliśmy.
W pewnym momencie szlak dochodzi do Zakopianki. Plus jest taki, że jest tam blisko zajazd „Karczma pod sosnami”, więc można coś zjeść i się wysuszyć (przez całą drogę intensywnie padało). Minusem natomiast jest to, że trzeba się przebić przez zakopiankę i to na serpentynie, więc jest dość niebezpiecznie. W końcu nam się udało przemknąć pomiędzy pędzącymi samochodami, a tu kolejna niespodzianka. Żeby znaleźć się znowu na szlaku, trzeba przejść przez cementownie. Oczywiście żadnych oznaczeń szlaku nie ma. Gdyby nam o tym nie powiedzieli w schronisku to pewnie długo bym sterczał z mapą i drapał się po głowie…
Dalej już idziemy łąkami, troszkę lasem, trochę mokradłami, a na końcu polami aż dochodzimy do wiosek w okolicach Jordanowa. Tam już szlak wiedzie chodnikiem do samego Jordanowa.
Podsumowanie
Zdecydowanie Beskidy są idealne na majówkowe szwendanie się. Piękne krajobrazy, sympatyczni ludzie, zarówno główne, jak i te bardziej uczęszczane szlaki – bardzo dobrze oznaczone. Wspaniała kuchnia regionalna, choćby i dla samego podniebienia warto wybrać się w Beskidy. Można też natknąć się na ciekawych ludzi. My natknęliśmy się na polskiego kickboksera i karatekę Łukasza Jarosza. Także Beskidy zdecydowanie potrafią zarówno zachwycić jak i zaskoczyć. Do zobaczenia kiedyś tam na szlaku… 😉
………………
Jeśli spodobał się Wam ten wpis, zachęcam do polubienia go na fanpage-u strony oraz do dyskusji w komentarzach. Jeśli jeszcze nie polubiliście strony na Facebooku, to koniecznie musicie to zrobić, będziecie wtedy na bieżąco z nowymi wpisami, a dla mnie będzie to dodatkowa motywacja do dalszego rozwoju bloga ?
Pozdrowienia z Beskidów. Mieszkam koło Makowa Podhalańskiego i kocham te nasze góry i pagórki.
Dziękuję, ja pozdrawiam z Lublina 🙂 Zazdroszczę Ci troszkę tej bliskości gór 🙂
Wspaniała wyprawa. Miejsce piękne z cudownymi widokami 🙂
Zdecydowanie potwierdzam – widoki rewelacja 🙂
Faktycznie majowe widoki są piękne 🙂
Na długo zostają w pamięci 🙂
Beskidy będą pierwszymi górami, jakie pokażę dzueciom. Jeszcze z rok-dwa muszę jeszcze poczekać i w trasę.
Słusznie, Beskidy są w sam raz na rodzinne wycieczki z dziećmi. Na szlaku spotykaliśmy często całe rodziny z małymi dziećmi. Warto w maluszkach zaszczepić od maleńkiego pasję do chodzenia po górach 🙂 Nic tak nie kształtuje ciała i ducha jak góry…
Nie byłam jeszcze i raczej nie będę, mojego faceta nie da się namówić na chadzanie po górach
Może warto Inga jednak spróbować. Beskidy to niskie góry, szlaki nie są aż tak wymagające kondycyjnie. Za to widoki niezapomniane. Kto raz je zobaczy, na pewno tam wróci.
Cudowne widoki. Dawno nie byłam w górach.
To prawda widoki przecudne, zwłaszcza wiosną. A szlaki mało wymagające, w sam raz na pierwszą przygodę z górami dla maluszków 🙂
Warto wybrać się na taką wyprawę w Beskidy, taka wycieczka potrafi zresetować przede wszystkim umysł.
Nie tylko umysł, ale i ciało. Idąc w góry zostawiamy na dole wszystko to co nas męczy… 🙂
Beskidy… nigdy nie byłam, ale bardzo bym chciała. Chyba musze kogoś namówić. Fajnie się czytało 🙂
Dziękuję Karolina 🙂 Koniecznie musisz się wybrać w Beskidy – naprawdę warto 🙂
Beskidy to piękne miejsce! Chętnie do niego wracamy i eksplorujemy na nowo 🙂
To prawda Ewo, te góry przyciągają jak magnes 🙂
Nigdy nie byłam w Beskidach jakoś tak, może dlatego ,że za daleko,
u nas króluje wodą i wodę lubimy bardzo 🙂
Też mam daleko, ale lubię Beskidy i kto raz je zobaczy, na pewno tam wróci 🙂
Dużo bym dała żeby tak się wyrwać w te beskidzkie szczyty. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze mi się uda, a póki co mogłam się pocieszyć chociaż pięknymi zdjęciami i opisami 🙂
Naprawdę warto Natalia. Beskidy są piękne – zwłaszcza wiosną 🙂